Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dodajmy do tego, że zapłaci pan nie gotówką lecz przekazami na San-Francisco?
Baczny obserwator zauważyłby, że pytaniu temu towarzyszył wyraz niecierpliwego wyczekiwania. Spojrzenie Grinleya wraziło się w bankiera ze źle utajoną chciwością.
Rollins nie zauważył złego spojrzenia króla nafty i odpowiedział zatroskany:
— Tak, na tem może pan polegać. Naturalnie, zaopatrzyłem się w pióra i buteleczkę atramentu. — A co się tyczy wczorajszej przygody w pueblu, dziwię się niezmiernie, że wódz Ka Maku nie wypróżnił nam kieszeni. Nie mogę sobie tego wytłumaczyć.
— O, wytłumaczenie jest tak jasne, jak tylko być może. Czerwoni poprostu nie mieli czasu na grabież. Przedewszystkiem chcieli nas wszystkich wyłapać i uwięzić.
— Czy mniema pan że śmierć nam groziła?
— Naturalnie! Na pewno przywiązanoby nas o świcie do palów męczarni.
— W takim razie obaj winniśmy panu życie. Tem bardziej smuci mnie los naszych towarzyszów. Prawdopodobnie już wszyscy pojednali się z Niebem.
— Tak — dodał Baumgarten. — Czynię sobie gorzkie wyrzuty, że odjechaliśmy, nie zatroskawszy się o towarzyszów. Powinniśmy byli uwolnić ich za wszelką cenę.

54