Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale jeśli ja zechcę?
— Nie myślę panu przeszkadzać. Nikogo nie zniewalam. Pojadę do Frisco i znajdę tam dosyć wielu kapitalistów, którzy odrazu się zgodzą i nie sprawią mi zawodu. Kto nie ufa, może zostać w domu!
Wychylił duszkiem szklankę brandy i udał się do konia.
— Oto macie go! — rzekł bankier. — Jego zachowanie się musi nas przekonać, że jest pewny sprawy.
— Stanowczo — odpowiedział ciotka Droll. — Ale, czy ta sprawa jest uczciwa, to się dopiero później okaże.
— Obraziłem go i nie będzie tu czekał. Rozumie się, że nie puszczę go samego, — nie chcę stracić tak niezwykłej okazji. Przyzna pan chyba, że nieufność byłaby bezpodstawna.
— Dla pana prawdopodobnie tak. Ale poczytujemy sobie za obowiązek przestrzec pana. Powiedzieliśmy, że tam, dokąd pan jedzie, niepodobna znaleźć nafty. Nie znaczy to jeszcze, aby Grinley był oszustem, gdyż on sam mógł paść ofiarą oszustwa. Jednakże wyznam panu otwarcie, że nie podoba mi się jego powierzchowność. Dziesięciokrotniebym sobie rzecz przekładał, zanim obdarzył go zaufaniem.
— Dziękuję panu za szczerość, ale jestem zdania, że człowiek nie odpowiada za swoją powierzchowność, bo nie on ją urabiał.

85