Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pan też z Niemiec? Gdybym tego nie przeżył, nigdybym nie uwierzył! W jakich ojczystych stronach właściwie skoczył pan z tamtej wieczności w tę doczesność?
— W Hamburgu.
— W Hamburgu? Tysiąc piorunów! Kilka godzin nad geograficznem miejscem, gdzie moja droga Elba święci swoje zaręczyny z Morzem Północnem. Więc obu nas ochrzczono tą samą wodą, a kiedy usiądę w mojem Sadle Niedźwiedziem, to mogę panu franko przesłać ukłony na falach.
Niedźwiedzie Sadło? — zapytał zdziwiony Baumgarten.
— Tak, tak! Tak się mianowicie nazywa willa, którą zbudowałem na rodzimej glebie. Jeśli pan przybędzie do Saksonji, musisz mnie odwiedzić. Znajdziesz wszystkie pamiątki po moich tamtejszych i tutejszych przeżyciach.
Baumgarten wiele słyszał o Hobble-Franku. Przypomniał sobie, że opowieści przedstawiały go jako dziwaka. Teraz miał go przed sobą. Wdał się z nim w długą gawędę, która ożywiła się jeszcze bardziej, kiedy i Droll przyłączył do niej swój altenburski dialekt. — —
Tymczasem Poller, dawny scout, podniósł się i oddalił pod pozorem, że chce rzucić okiem na wierzchowca. Stał przy nim chwilę, poczem znikł za węgłem domu. Podążył do obu braci Buttlarów, leżących na trawie i prowadzących

76