Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wiem z całą pewnością.
— A jednak wyście ich nie powystrzelali? Tej szlachetności nie mogę pochwalić! Kto zabija, powinien paść zabity; oko z a oko, klin klinem, tak stoi w Biblji i we wszystkich prawniczych książkach!
— Czy naprawdę została pani zamordowana, pani Ebersbach?
— Nie. Jak się pan może pytać! Gdyby mnie zamordowano, stanęłabym przed panem jako duch. Mam nadzieję, że nie uważa mnie pan za marę.
— Pewnie, pani Ebersbach. A więc oko za oko, ząb za ząb. Nie zamordowano pani, dlatego nie zamordowaliśmy finderów.
— Ale przecież chcieli nas zamordować! Tak samo, jakgdyby nas zamordowano.
— I dlatego chciałem ich uśmiercić, a więc tak samo, jakgdybym ich w rzeczy samej uśmiercił.
Strapiona kobieta uderzyła się w czoło i rzekła:
— Co za głupia Rozalja byłam! Pozwoliłam się pobić własnemi słowami! To mi się po raz pierwszy w życiu przytrafiło, gdyż kto na mnie zęby ostrzy, musiał je sam połknąć. A powiedz mi pan przynajmniej, co się stanie z tą szajką zbójecką! Ponieważ obszedł się pan z tymi łotrami tak pobłażliwie, więc pozwolę sobie zapytać,

44