Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Sam Hawkens — brzmiała odpowiedź.
— Już? To wspaniale! Chodźcie, sir. Przejdź pan przez ten dyszel!
— Jestem za mały; wolę raczej przeczołgać się pod dyszlem.
Sam mógł się teraz przekonać, że jego nauka nie poszła w las, niestety już po szkodzie, — utworzono mianowicie czworobok z wozów i umieszczono pośrodku zwierzęta. Wartownik, który go zatrzymał, wyciągnął rękę na przywitanie. Był to Szi-So, syn wodza indjańskiego. Mówił najczystszą angielszczyzną.
Sam zapytał:
— Mam nadzieję, że rozmawia pan po niemiecku, mój młody przyjacielu, gdyż koło sześciu lat bawiłeś w Niemczech?
— Dosyć dobrze.
— A więc obudzimy śpiących i pomówimy z nimi po niemiecku. Ale uważaj! Kto nadchodzi?
Wsłuchali się w noc. Z wioski dobiegał tętent.
— To jeździec, jeden, — szepnął Szi-So. — Któżby to mógł być?
— To nie jeździec; znam doskonale ten tętent. To moja stara, dobra Mary, która pobiegła za mną. Zna ją pan z dawnych czasów?
— Tak, znam, ale proszę, niech mnie pan nie tytułuje na modłę białych, lecz mówi przez ty! Jestem Indsmanem i chcę nim pozo-

86