Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ludźmi pójdę za nimi. Puszczą na popas woły; uprowadzimy jednego i zarzniemy.
— I nakryją was! — dorzucił gospodarz.
— Co nazywasz nakryciem? Jeśli kto przyjdzie, zastanie nas u ciebie na zjadaniu pieczeni; to wszystko. Uprowadzony wół będzie leżał pod wioską. Kto może dowieść, żeśmy go zarżnęli?
— Będziemy jeść akurat ten kawał mięsa, którego będzie brak u zarzniętego wołu!
— To nie dowód; wszak mogliśmy go kupić u nieznanego Indjanina. Jeżeli zechcą się mimo to naprzykrzać, to mamy strzelby i noże.
— Ci trzej krawcy biorą udział w kolacji?
— Tak. Wiesz, Paddy, co za myśl strzeliła mi do głowy? Upoimy ich!
— Aby ich następnie — — —?
— Tak, aby ich następnie — — — tak, jak myślisz.
— U mnie w domu?
— Tak, w pokoju, Tu na powietrzu nie można. Może kto zobaczyć.
— Ale narażacie mnie na niebezpieczeństwo! Coś podobnego w moim domu, w moim pokoju — —
— Milcz! Dostaniesz z tego trzysta dolarów. Dosyć za tę małą fatygę — czy godzisz się?

54