Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sam Hawkens i Will Parker zdawali się czubić zazwyczaj wesoło. Nie brali sobie za złe tych wzajemnych docinań. Trzeci towarzysz dotychczas milczał. Teraz podciągnął opadające getry do góry, wyciągnął przed siebie długie nogi i rzekł z uśmiechem, drżącym ironicznie na szczupłej twarzy:
— Nie wiedzą, co o nas myśleć, ci gentlemans. Kiwają głowami i nie mogą się domyślić. Dobra kompanja, co, Samie Hawkens?
— A jakże! — skinął zapytany. — Niech im głowy pękną, Dicku Stone! Zato my wiemy, co o nich myśleć. Rzezimieszki, co, stary Dicku?
Yes. Zdaje się, że zamienimy ze sobą słóweczko.
— Tak. I nietylko się zdaje! Uważam to nawet za rzecz pewną, że uraczymy ich pięściami po nosach. To właśnie ten tuzin, którego ślad napotkaliśmy.
— I który następnie pojechał za karawaną, aby z ukrycia ją obserwować.
— Tak, a potem jeden z nich pomknął naprzód i zagadnął któregoś z wychodźców. To podejrzane, bardzo podejrzane! Powiedz mi, Willu, czy słyszałeś, aby o finderach?

— Czy słyszałem? — odparł Parker. — Czy zgubiłeś pamięć, stary coonie[1]? Wszak wielokrotnie zanudzałes mnie opowieściami o nich.

  1. Skrócone: Racoon — szop.
20