Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Człowieku, czego chcesz ode mnie? Zostaw mię w spokoju, puść mię dla własnego dobra.
Wyraźnie słychać było, że pogryzł sobie język na skutek uderzenia, które podbiło mu dolną szczękę do góry.
— Babskie gadanie — odpowiedziałem. — Chciałbym tylko wiedzieć, w jaki sposób może mi pan zaszkodzić. Podnieś się i chodź ze mną.
— Ani myślę. Nie ruszę się z miejsca, dopóki mnie master nie puści.
— Mógłbym na to przystać. Związałbym tylko panu nogi i pozwolił leżeć tak długo, aż cię sępy pożrą. Postąpię jednak bardziej po ludzku, choćby się to miało stać wbrew twojej woli. A więc — na nogi!
Nie poruszył się jednak. Dopiero, gdy Mimbrenjo uderzył go kolbą między zebra, skoczył, klnąc, i dreptał za nami. W obozie z trudem obroniłem Wellera przed wściekłością wychodźców. Związano mu nogi i połozono go zdala od Meltona, aby się nie mogli porozumieć.
Yuma byli świadkami tego zdarzenia. Mój czyn przez szacunek pominęli milczeniem; lecz małemu Mimbrenjowi gratulował Przebiegły Wąż:
— Mój młody brat będzie dzielnym wojownikiem. Cieszy mię, że zawieram z nim pokój i że z wroga stanę się jego przyjacielem. —
Temi słowi zagajono obrady, które trwały przeszło dwie godziny i doprowadziły do pożądanych wyników. Na mocy układu miałem wydać Meltona Przebiegłemu Wężowi i nie stawiać przeszkód małżeństwu czerwonoskórego z Judytą. Wzamian przyrzeczono mi

72