Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   216   —

— Jesteś dumny, — odrzekl Phy, — ale to mi się w tobie podoba. Gdzie nauczyłeś się po chińsku?
— W Ameryce. Tam jest wielu chińczyków, z którymi obcowałem nieustannie i w ten sposób nauczyłem się waszego języka.
— Musisz lubić studya?
— O bardzo!
— W takim razie pozwól mi pokazać sobie bibliotekę; znajdziesz tam wiele ciekawych i cennych rzeczy.
Wracaliśmy znowu przez ogród, który przy świetle księżyca robił prawdziwie czarodziejskie wrażenie. Wyraziłem mój zachwyt gospodarzowi, któremu pochlebiło to widocznie.
Po powrocie do domu wprowadził mnie do wielkiej sali, pełnej ksiąg i rękopisów.
— Przejrzyj wszystko, — rzekł uprzejmie, — niema tutaj nic zamkniętego, a mnie pozwól odejść, gdyż mam jeszcze wiele do pisania.
Pożegnaliśmy się jak starzy przyjaciele i po chwili zostałem sam. Zasiadłem wygodnie pod lampą i zacząłem przerzucać rzeczywiście ciekawe rękopisy.
Po chwili zagłębiłem się W czytaniu jakiegoś fantastycznego opisu, zapominając zupełnie o otoczeniu, rozkoszując się tylko wrażeniem czegoś bardzo świeżego i oryginalnego, co powiało ku mnie z tej chińskiej książki. Kiedy