Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   155   —

miecz — wiernemu giermkowi bożka, potężny jednak Kuang-ti wypędził ich mocą swoją.
— Co on tam i po jakiemu baje? — zapytał kapitan.
— Powiada, że dzisiejszej nocy świątynię nawiedziły złe duchy, które zabrały miecz giermkowi, lecz zostały wypędzone przez Kuang-ti.
— Czy bandyci są jeszcze tutaj?
— Niema nikogo.
— W takim razie możemy obejrzeć tę budę? Weszliśmy na niewielkie podwórze W kształcie prostokąta. Po obu wązkich stronach jego stały dwie niewielkie ośmiokątne pagody. Przez drugie drzwi przeszliśmy na inne podwórze, gdzie stały dwie kaplice otwarte ze wszystkich stron, a za nimi wejście do głównej świątyni, w której byliśmy wczoraj. Za posągami bogów drzwi prowadzące do komórki były otwarte, z boków zaś głównej sali prowadziły dwa wyjścia na tylne podwórze, gdzie znajdowały się dwie czworokątne studnie. Wszystko to razem tworzyło prostokąt, otoczony grubym kamiennym murem.
Zaledwieśmy weszli na ostatnie podwórze, ujrzeliśmy szukanego kapłana, w którym ze zdumieniem poznaliśmy jednego z wczorajszych strzelców, tak groźnie manewrujących pokręconemi wiatrówkami. Teraz miał na so-