Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 3.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zginiecie!“ — Oto żądania Sefira, effendi. Co byłbyś uczynił na mojem miejscu?
— Z pewnością nie to, co ty, — odparłem. — Prawdopodobnie nie byłoby mnie już w więzieniu. Ale szkoda mówić o tem! Złożyliście więc przysięgę, odzyskaliście wolność, wróciłeś do Bagdadu i zrezygnowałeś z urzędu?
— Tak. Cóż miałem począć? Po złożeniu przysięgi, uwolniono nas od więzów i wyprowadzono przed wieżę.
— Oczywiście, nocą?
— Nie. W biały dzień.
— Naprawdę? Czyżby Sefir był tak nieostrożny!
— Dlaczego nieostrożny?
— Przecież na pewno widzieliście to, co przed wami ukrywano, mianowicie wejście do wieży, jej położenie i tajniki?
— Ujrzeliśmy to wszystko. Sefir stanął obok i rzekł: — „Fakt, że nie chcę przed wami niczego ukrywać, świadczy, że ufam waszej przysiędze.“ — Co się zresztą tyczy tajemnego wejścia, nie odnaleźlibyśmy go nigdy, gdyż nie zapamiętaliśmy kresek umieszczonych na cegieł-

131