Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 3.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiadaniem, jak doszedłem do tego wniosku. Wynająłem więc dwóch ubogich Beduinów. Wypędzeni z plemienia, nie mieli żadnych zobowiązań wobec nikogo. Przekonałem się z rozmów, że są mi wierni. Wysłałem ich do ruin. Mieli udawać, że poszukują wykopalisk. Poleciłem im, aby zwłaszcza w nocy mieli oczy szeroko otwarte i donosili mi o każdym szczególe, który może mieć korzystny wpływ na zamierzoną akcję. Byli to spryciarze kuci na wszystkie cztery nogi. Po upływie kilku tygodni otrzymałem szereg informacyj, które mnie wprawiły w zachwyt. Podpatrzyli, że przemytnicy z określonego miejsca w różnych porach i różnych kierunkach transportują na jucznych zwierzętach, lub na własnych plecach jakieś towary; po pewnym czasie wracają bez towaru.
— Dowiedziałeś się, gdzie leży to miejsce?
— Tak, określili je z łatwością, choć przez wzgląd na bezpieczeństwo nie posunęli się tak daleko, żeby mogli podpatrzeć przemytników. Miejsce to położone było

103