Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, odrazu.
— Zawdzięczamy to mojej mądrości. Kazałem ci zabrać ze sobą żonę. Nie jest taki głupi, jak ci się wydaje, lecz obecność kobiety wzbudziła w nim zaufanie, przy tego bowiem rodzaju napadach, jak nasz, zwykło się zostawiać żonę w domu. Ciężko ci było namówić go, aby się udał razem z tobą do szałasu?
— Wcale nie. Zgodził się odrazu. Nie mogłeś wybrać lepszego miejsca; podziwiam twój spryt, na podstawie którego obliczyłeś, że dotrzemy do chaty tuż przed zachodem słońca.
— Nie masz się czemu dziwić. Przywódca sillanów musi przecież być zdolnym i sprytnym. Gdzie konie?
— Pasą się wpobliżu szałasu. Chcecie je teraz zabrać?
— Nie. Kiedy schwytamy jeźdźców, konie i tak nam się dostaną. Najchętniej nie bawiłbym się długo z tymi psami i zastrzelił ich — — ale nie, byłaby to zbyt mała kara za bóle, których doznałem przez tego karła. Będziemy ich ćwiczyć batem, aż ciała ich nabiegną krwią,

81