Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

łem. Gdym się z tem zdaniem podzielił z Halefem, mały mój przyjaciel zapytał:
— A więc przewidujesz powtórne spotkanie z nimi?
— I to nawet stanowczo. Przecież i oni jadą do Bagdadu.
— Przybędą tam później od nas.
— O, nie! Tratwa ich mniejsza od naszej; mają również sześć rąk do wiosłowania, a więc o dwie więcej, niż my. Należy się liczyć z tem, że nas jeszcze dzisiaj przegonią.
— Bezwątpienia nie jest to dla nas korzystne. Mogą przybyć do Bagdadu przed nami i tam nas oczekiwać. Skoro zaczną nas ścigać, możemy łatwo wpaść im w łapy.
— Widzisz więc, jak wielka ostrożność jest wskazana. Musimy mieć się na baczności jednak już w drodze do Bagdadu, jestem bowiem przekonany, że będą nas śledzić już dzisiaj. A chodzi nietylko o nas, lecz i o nasze konie.
— Sądzisz, że mają na nie apetyt?
— Przecież widziałeś i słyszałeś, jak się niemi wrzekomy Kassim mirza za-

61