Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chem Ustrali. Ten zaś dostojny władca, który siedzi obok mnie, to wielki sułtan z Yengi dunya.
Wypowiedział te słowa ze śmiertelnie poważną miną.
Pers otworzył szeroko oczy. Widać było, że nie zdaje sobie sprawy, czy Halef żartuje, czy też mówi serjo. Mój mały zaś przyjaciel ciągnął dalej:
— I my jedziemy do Bagdadu z tajemnemi wieściami. Są tak ważne, że nie możemy się z nich zwierzyć ani przed żadnym posłem, ani nawet przed szahzahdą. Zeszliśmy więc na krótki czas z naszych złotych tronów i pojechaliśmy rah-i-ahenem[1] przez wielkie morze, aby własnoręcznie oddać tajemne listy.
— Rah-i-ahenem? — zapytał Pers, nie orjentując się, że Halef kpi z niego. — Na morzu?

— Dlaczego nie? Władza nasza jest tak wielka, że nie myślimy, czy coś istnieje, czy nie istnieje. Potrzebne od czasu do czasu gahrha[2] naładowaliśmy na kahleske-i-bukhahr[3] i zabraliśmy ze

  1. Kolej.
  2. Dworzec.
  3. Okręt.
35