Strona:Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie możesz więc wiedzieć, czy istotnie jest tym, za kogo się podaje! — Kiedy ma przybyć z końmi?
— Za godzinę!
— Hm. Pójdę więc tymczasem do owego kupca, aby się dowiedzieć, czy Arab, który był u niego z rana, jest rzeczywiście Abd el Kahirem!
— To zbyteczne! Kupiec nazywał go tak i mówił z nim o szczepie Muntefik. Gdy wyszedłem z Abd el Kahirem, wdaliśmy się w małą pogawędkę. Między innemi, powiedziałem mu, że do Kubbet el Islam z braku koni jedziemy na osłach. Wówczas zaproponował mi bez namysłu swe konie, mówiąc, że nie wypada, by emir, tak słynny w dodatku jak ty, dosiadał podłego zwierzęcia; z chęcią użyczy ci swojej cennej klaczy!
— Tak? — Czy mówił ci, gdzie ma konie?
— We wsi El Nahit, leżącej niedaleko bramy El Mirbad. Naturalnie, tylko klacz jest jego własnością; pozostałe konie należą do ludzi, przybyłych z nim do Bassory. Lecz i oni nie będą mieli nic przeciwko temu, byśmy je przez krótki czas dosiadali.
— A czy, wie, gdzie mieszkamy?
— Tak; odprowadził mnie aż pod dom.
— Dlaczegóż więc nie sprowadziłeś go na górę?
Moje zachowanie się w stosunku do niego poczęło Mesuda napoły martwić, napoły gniewać, gdyż odpowiedział mi teraz:
— Dotychczas nie zwracałeś się do mnie, jak do dziecka, lecz zdaje mi się, że teraz zaczynasz mię tak traktować! Pamiętaj, że kelleki wraz z ich ładunkiem mnie zostały powierzone. A więc nie mam chęci wysłuchiwać tych nieuzasadnionych podejrzeń!

13