Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czego pan sobie życzy?
— Chcę pomówić z panem administratorem.
— Administrator je śniadanie.
— Proszę mnie zameldować!
— Nie mam na to pozwolenia. Nie życzy sobie, aby go niepokojono.
Cortejo przybrał pozę pełną godności i rzekł:
— Prosiłem o zameldowanie mnie i to pan uczyni!
Ton Corteja zrobił — zdaje się — swoje, gdyż urzędnik, zdziwiony, zapytał:
— Kim jest sennor?
— To rzecz administratora. Proszę powiedzieć, że pewien pan z Hiszpanji chce z nim pomówić natychmiast o posiadłościach hrabiego i ich administracji.
— Ach, to zmienia postać rzeczy. Gdyby pan to zmiejsca oświadczył, zameldowałbym pana natychmiast. Proszę przejść ze mną do sąsiedniego pokoju i zaczekać na pana administratora.
Urzędnik zaprowadził Corteja do pokoju i zostawił samego. Pokój przypominał raczej elegancki buduar, aniżeli biuro.
Hm! — mruknął Cortejo. — Zdaje się, że ten pan administrator żyje bardzo po pańsku. Może Landola miał rację.
Po jakimś kwadransie rozległ się odgłos kroków. Wszedł elegant, ubrany podług ostatniej mody francuskiej. Sposób strzyżenia brody i wąsów nie pozostawiał wątpliwości, że to Francuz. Spjrzał chłodno na Corteja i, nie kłaniając się, zapytał:

130