Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cortejo udał zdziwienie:
— Co pan może powiedzieć o nadużyciach teg człowieka? Nie wątpię, że pan rozumie, jak cenne są dla mnie pańskie informacje.
— Czy nie zwróciła panów uwagi nagła śmierć hrabiego?
— Owszem — odparł Cortejo. — Opowiadano, że dostał ataku apoplektycznego. Nie bardzo mi się w to chce wierzyć.
— Dlaczegóż to?
— Nie łatwo na to odpowiedzieć, sennor. Nie na wszystko można odpowiedzieć.
— Jest pan człowiekiem bardzo ostrożnym. Jakże to jednak pogodzić z pewnemi podejrzeniami, jakie pan rzuca, i z faktem, że jest pan pełnomocnikiem hrabiego Alfonsa?
Cortejo uśmiechnął się porozumiewawczo.
— Sądzi pan, że hrabia Alfonso ma z tem podejrzeniem coś wspólnego? Może to i racja. Ale chcę odpowiedzieć na pańskie pytanie. Postanowiłem zbadać tajemnicę zamku Rodriganda; mogę to uczynić tylko przy ciągłym kontakcie z zamkiem. Dlatego zgodziłem się zostać pełnomocnikiem hrabiego, tak samo, jak byłem kiedyś pełnomocnikiem poczciwego hrabiego Manuela.
Kapitan nie mógł dłużej panować nad sobą i przerwał z ożywieniem:
— W takim razie muszę panu zdradzić tajemnicę: jest pan u celu!
— Czy mnie słuch nie myli? A więc pan mógłby mi być pomocny? W każdym razie podziwiam pańską

104