Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

popełnił. Prosił mnie, abym błąd ten naprawił w jego imieniu.
— I przyrzekłeś?
— Tak, effendi.
— Pytanie jednak, czy będziesz w możności sprostać temu zadaniu.
— Owszem. Otrzymałem wszystkie potrzebne wskazówki.
— Czy nie chciałbyś i mnie wtajemniczyć w tę sprawę?
— Daruj, effendi, ale to była spowiedź umierającego starca, zresztą, sam zdobyłeś się na tyle delikatności, że usunąłeś się, by nic nie słyszeć. Czyżbyś teraz żałował tego?
— No, nie, ale obawiam się, że okoliczność ta może nie powinna być dla mnie obojętna.
— Ona ciebie bezwarunkowo nie dotyczy.
— Tak? Nie planowaliście nic przeciwko mnie?
— Jak śmiesz nawet o to pytać! Uratowałeś mi życie i jestem ci winien wdzięczność; wierz mi, że gdyby tylko groziło ci cośkolwiek, nie omieszkałbym zawiadomić cię o tem.
— On przecie jest twoim przyjacielem.
— Wdzięczność moja dla ciebie przewyższa wielokrotnie ową znajomość; możesz mi zaufać.
— Ufam zazwyczaj tylko tym, których doskonale znam, ciebie jednak spotkałem dziś po raz pierwszy.
— Szczerze żałuję, że nie możesz w tej

95