Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzebne w tym celu, by się wymknąć niepostrzeżenie. Obaj jeńcy bowiem byli tak do drzewa przywiązani, że mieli widok na cały obóz.
Wszystko to poszło bardzo zręcznie. Za chwilę okrążyłem znacznie obóz, przedzierając się przez zarośla i krzaki, i usadowiłem się za drzewem w ten sposób, że mnie nie mogli spostrzec, Ben Nil, widząc mnie, oczywiście, bo patrzył w tę stronę, przeszedł się kilkakrotnie jakby dla zabicia czasu z nudów, i następnie oddalił się w głąb lasu. Skutek był znakomity. Dżelabi natychmiast zaczął:
— Słuchaj no, co będzie! Musimy się naradzić, nim on wróci
— Nic nie będzie — mruknął niechętnie fakir.
— Ależ my musimy koniecznie obmyśleć jakieś środki ratunku.
— Nie widzę niestety żadnego. Allah niech strąci na samo ono piekła tego po siedemkroć bezecnego effendiego. Gdyby ci się była udała ucieczka, byłbyś już dotarł do dżezireh[1] Hassania i zawiadomił mego syna o wszystkiemu Wówczas syn mój byłby popłynął wdół Nilu, i, zostawiwszy okręt koło Makai albo Kateny, zdążyłby na czas przybyć z ratunkiem. Niestety teraz już za późno!

— Czyż niema już innego sposobu? A fakir el Fukara? Przecie on miewał z nami ko-

  1. Wyspa.
71