Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A on, nie zważając na to, zwrócił się w mą stronę:
— Widzisz więc, effendi, że napróżno obawiałeś się o mnie. Gdyby przeciwnik był dwa razy jeszcze silniejszy, byłbym go niezawodnie pokonał. Mam bowiem bystry wzrok, silną rękę i serce bez trwogi. Czyż tedy niesłusznie roszczę sobie pretensje do Abd Asla?
— Nie zaprzeczam — odpowiedziałem, żywiąc w głębi ducha wielką ciekawość, co on z nim zrobi.
Na wypadek, gdyby go istotnie zamierzał pozbawić życia, musiałbym go prosić o cierpliwość. On tymczasem pochylił się nad zwłokami czarnego, wydobył nóż z pleców, a ocierając żelazo z krwi, potrząsnął głową i zauważył:
— Masz słuszność, effendi, twierdząc, że odebrać komuś życie jest rzeczą wielce odpowiedzialną. Ta krew wzbudza we mnie odrazę... Sądzisz, że reis effendina ukarze sam tego starego?
— Rozumie się; jak najsurowiej go ukarze.
— W takim razie mogę mu darować życie. Ten czarny walczył za niego i zginął, to mnie zadawalnia z całej duszy. Zgadzasz się na to, effendi?
— Ależ z całej duszy! Słowa, które od ciebie słyszę, napełniają mnie prawdziwą radością,

69