Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
FAKIR EL FUKARA

Żołnierze naznosili całą kupę drwa, a jeden z nich przyniósł bardzo interesujące przedmioty, które znalazły pod drzewem.
— Zobacz-no, effendi, te dwie kości! — rzekł do mnie, zakłopotany trochę. — Zdaje mi się, że pochodzą z cielęcia. A że zazwyczaj nikt nie bierze ze sobą na step cieląt, by je tu zabijać, przypuszczam, że obozowali tu złodzieje, trudniący się kradzieżą bydła.
Wziąłem do ręki podane mi kości i — zdębiałem. Jedna z nich była połową łopatki, druga nasadą goleni.
= To nie są kości cielęcia, lecz człowieka! — ozwałem się.
Allah! A zatem tu kogoś zamordowano.
= No, o morderstwie mowy niema. Człowiek ten, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zostałpożarty.
Wszyscy otoczyli mnie wokoło, i krzycząc, starali się przekonać mnie, że nie mam słuszności.
— Nie mylę się, moi kochani, ponieważ znam się doskonale na budowie ludzkiego ciała

5