Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Fakir el Fukara.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzesz za lwa. Jednakże, gdyby to był istotnie dusiciel trzody, już jabym się z nim zmierzył, aby przekonać cię...
Urwał nagle, bo ryk ozwał się znowu e o wiele wyraźniej, niż za pierwszym razem, co oznaczało, że zwierzę do nas się przybliża. Zauważyły to nawet wielbłądy, parskając z trwogi, a przewodnik fesarski krzyknął:
Allah kerim — Boże, ulituj się nad nami! To istotnie lew z El Teitel. Pożre nas wszystkich z kośćmi.
— Tak, tak. On wpadł na nasze ślady i tego oto dzielnego fakira el Fukara i dlatego aż dwa razy ryknął — odrzekłem. — Teraz jednak skradnie się tu po cichu, by wybrać sobie któregoś z nas na wieczerzę.
— Niechże nas Allah broni przed tym ogoniastym djabłem.
— A więc boisz się? Cóż jednak w takim razie będzie z naszym zakładem?
— Oh, ten zakład, effendi!...
— Miałeś przecie zamiar czynić to wszystko co ja.
— Naturalnie, że się nie cofnę — odrzekł, ale flinta wizyjna drżała przytem w jego ręku, jakby ją nawiedziła żółta febra.
= A zatem, chodź naprzeciw!
= Zwarjowałeś effendi?
— Bynajmniej. Jeżeli wyjdę naprzeciw, to

29