Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, mielibyśmy go w garści, gdybyś nie kierował się własnym rozumem.
— Muszę się nim kierować, drugiego nie mam! Nie sądzisz, stary Timie?
No — odparł zapytany wbrew oczekiwaniu.
— Nie? Jakto? — zapytał Jim.
— Mr. Shatterhand jest naszą głową. Mogłeś spokojnie pozostać.
— Ach! Więc i ty przeciw mnie?
Yes.
— Zamilknij lepiej i przypatrz się, jak krwawię! Wyciągnij nieco płótna z kulbaki i przewiąż mi ranę. Co się stało, nie odstanie, i nie warto nad tem biadać. No i cóż, mr. Shatterhand? Czy czerwoni będą nadal dybać na nasze życie?
— Nie sądzę.
— Odwróćmy więc ostrze i napadnijmy na nich.
— Z kilkoma ludźmi na siedemdziesięciu?
— Okazało się przecież, że się nas boją.
— Wcale nie o to chodzi.
— A o co?