Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie życzyłbym sobie jednak, aby go ktoś panu przyniósł w mojem imieniu.
Podawszy sobie dłonie, rozjechaliśmy się w różne strony; Dżafar ruszył na zachód, a ja na południe.
Ze słów Dżafara biła jakaś dziwna pewność siebie, oparta na przekonaniu Persa, że dojdzie kiedyś do władzy i wpływów. Kim jest teraz? Nie wiem, nie umiem rozwiązać tej zagadki. Nie mówił nic o swych stosunkach i planach, ja zaś nie nalegałem. Właściwie mógł sobie pozwolić wobec mnie na większą szczerość; przecież zawdzięczał mi życie. Zresztą, nie takie to ważne; kto wie, czy się jeszcze kiedyś spotkamy. — — Ma sza, Allah kan; wama lam jasza, lam jekun! — Stanie się tak; jak Bóg zechce; a gdy nie zechce, nie stanie się! —  — —