Strona:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z góry osunęło się trochę piasku. Czyżby to był...
— Kto? Co?
— Pana brat! Byłby to szczyt bezmyślności!
— Brat? Niechby się tylko zjawił! Już jabym mu...
Nie kończąc zdania, omal nie skoczył z przerażenia. Na szczęście schwyciłem go i przytrzymałem. — „Niechby się tylko zjawił“ — powiedział. — I oto zjawia się Tim we własnej osobie! Naprzód rozległ się odgłos ziemi, osypującej się na gałęzie, poczem głośny okrzyk „Thunderstorm!“, i Tim zwalił się z góry prosto na Indjan, którzy z początku rozbiegli się z hałasem po chwili jednak otoczyli go kołem, wydając głośne okrzyki. Tim Snuffle zrealizował istotnie swój plan. Na nieszczęście, dotarł do miejsca o urwistym cyplu, o którem przedtem wspomniałem. Niebaczny, posunął się za daleko, ziemia obsunęła się i zjechał nadół jak na sankach. Obsiadła go cała gromada Indjan. Tim ryczał jak lew, przekrzykując ich wycie. Był to dowód, że, spadając, nie wyrządził sobie żadnej krzywdy. Ale nie koniec