Strona:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W każdym razie wy dwaj zostaniecie na wolnej, otwartej przestrzeni.
— Ależ w takim razie zobaczą nas!
— Nie. Otwarta przestrzeń jest w obecnej sytuacji najlepszą kryjówką.
Chciał replikować, ale upominał go Dżafar:
— Odkąd wiem, że to Kara Ben Nemzi, jestem przekonany, że w każdej sprawie ma rację.
— Jeżeli nie w każdej, to przynajmniej w wielu — sprostowałem pochwałę. — Zatrzymamy się tutaj; to miejsce jest najbardziej odpowiednie.
— Dlaczego właśnie to ma być najbardziej odpowiednie? — zapytał jednak Perkins. — Jakże można będzie oswobodzić jeńców, gdy my pozostaniemy tutaj, a Indjanie rozbijają obóz w lesie?
— Niech pana o to głowa nie boli! Zaręczyłem przecież, że was nie narażę na niebezpieczeństwo. Co do mr. Dżafara, to zbyt mało jest obeznany z Dzikim Zachodem i jego mieszkańcami, więc nie chciałbym wogóle go trudzić. Pójdę do lasu sam — czekajcie tu mego powrotu.