Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  56   —

Tym „czarnym mustangiem“ oczywiście nie był jeden koń, lecz kilka. Spokrewnione z sobą były jednako znaczone i tej samej doskonałości. Tej ostatniej zalety nie można mu było zaprzeczyć, pojąć więc łatwo, że wódz kradnąc w Firwood-Camp karosze Old Shatterhanda i Winnetou, twierdził z dumą: „Gdyby nie było mojego mustanga, byłyby to najlepsze konie od jednej Wielkiej Wody do drugiej “. Przez te wyrazy rozumiał oceany Atlantycki i Spokojny, a zatem wedle swojego wyobrażenia całą Amerykę północną. Czy się w tem nie mylił, tego miały dowieść późniejsze wypadki, ale dziś wieczorem musiał się już przekonać, że w jednym przynajmniej kierunku w błędzie był co do obu ogierów. Oto nie tak łatwo było je ukraść, jak sądził.
W obozie nie udano się tym razem na spoczynek tak zawczasu, jak zwykle. Obecność tak rzadkich gości nie pozwoliła ludziom pójść spać zaraz po jedzeniu. Inżynier, Winnetou, Old Shatterhand i obydwaj bracia Timpowie zabawiali się przy jednym stole ciekawemi opowiadaniami. Przy drugim siedział dozorca i zarządca, słuchając przeważnie cicho i tylko tu i ówdzie mieszając się do rozmowy. Do nich przyłączył się metys, który zachowywał się zupełnie milcząco, lecz tem pilniej wyławiał uchem wszystko, o czem mówiono. Old Shatterhand i Winnetou nie zważali pozornie wcale na niego. On nie dostrzegł ani jednego zwróconego na siebie spojrzenia, a jednak oni tak bacznie go śledzili, że żaden jego ruch, ani mina nie mogły ujść ich uwagi.
Właśnie opowiadał Kaz jakąś przygodę, kiedy nagle Winnetou wezwał go ręką do milczenia.
— Co takiego? — zapytał. — Dlaczego mam przerwać?
— Cicho! — odrzekł wódz Apaczów. — Nadchodzą jeźdźcy.
Zaczęli nadsłuchiwać i usłyszeli rzeczywiście tętent szybko zbliżających się koni, które całkiem dosłyszalnie bryzgały głębokiem błotem, a potem zatrzymały się przed drzwiami, zarżawszy radośnie.