Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  49   —

— Nie.
— Tak się nazywają konie Winnetou i Old Shatterhanda. Czy te szlachetne zwierzęta są także tutaj?
— Tego nie wiemy. Czy to może kare ogiery pełnej krwi z czerwonemi nozdrzami i kędziorkami?
— Tak. Czy je widziałeś?
— Nie. Mówił o tem pewien myśliwy, który widział je przy drzwiach.
— To one. Gdzie stoją teraz?
— W szopie, leżącej za nami. Słyszeliśmy, że je tam zaprowadzono.
— W takim razie skończyliśmy już. Nie mówcie więc o niczem, co się stało, coście widzieli i słyszeli, bo wszelką zdradę przypłacilibyście śmiercią, tak jak my zapłaciliśmy wam życiem za strzelby! Teraz możecie odejść!
Kopnął jednego i drugiego, poczem oni zniknęli czemprędzej w ciemnościach nocy, uradowani tem, że zostało im życie, chociaż im łup odebrano.
— Uff! Bardziej poszczęścić się nam nie mogło! — rzekł wódz z wielkiem zadowoleniem do swoich ludzi. — Zdobyliśmy czarodziejską strzelbę, rusznicę na niedźwiedzie i strzelbę srebrzystą. Teraz zabierzemy jeszcze ogiery, które, z wyjątkiem mojego mustanga, nie mają równych sobie.
— Czy Tokwi Kawa chce się udać do szopy? — spytał ten, który pod nazwiskiem Juwaruwy był w gospodzie jako szpieg.
— Czy mój brat sądzi, że powinienbym zostawić te konie? Gdyby nie było mojego mustanga, one byłyby najlepszymi rumakami od jednej Wielkiej Wody do drugiej. Zabierzemy je, gdyż posiadają taką samą wartość, jak strzelby, odebrane przez nas żółtym nicponiom z długimi warkoczami.
Niechaj Tokwi Kawa zważy, że prawdopodobnie krew przy tem popłynie.
— Dlaczego?
— Winnetou i Old Shatterhand niewątpliwie postawili kogoś przy koniach na straży.