Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  38   —

ski wojownik musi być raz w życiu w Dakocie, by sobie przynieść świętej gliny na fajkę pokoju?
— Nie wszystkim to potrzebne i nie każdy to czyni.
— Ale Komancze to czynili. Spotkali mnie i mego brata; jego zakłuli, a mnie udało się umknąć. Potem przysiągłem sobie pójść za nimi bez konia i tylko z nożem. Nie spocznę, póki ich nie pozabijam!
— Ponieważ zwracasz moją uwagę na święte obyczaje, to będziesz wiedział, że nikomu z Indyan nie wolno na drodze do tych kamieniołomów zabić człowieka.
— A jednak Komancze dopuścili się morderstwa!
— Hm! Ale po co ta przysięga o wyprawie bez konia i tylko z nożem? Jak będziesz polował? Czem żyłeś dotąd w drodze?
— Mam ci to nawet powiedzieć? — spytał dumnie Indyanin, sądząc, że całkiem Old Shatterhanda oszukał.
— Nie — odrzekł zapytany spokojnie. — Nie mogłem tylko pojąć tego, że w czasie tak długiej podróży nie postarałeś się o konia.
— Przysiągłem i dochowałem przysięgi.
— Nie, ty ją złamałeś!
— Udowodnij to!
— Siedziałeś dzisiaj na siodle!
— Uff, uff!
— Tak, podczas deszczu.
— Uff, uff! — powtórzył rzekomy Upsaroka jakby ze strachu, czy też dla zaprzeczenia. On podniósł się był oczywiście, kiedy Old Shatterhand zaczął z nim mówić i stał teraz blizko niego. Biały myśliwiec schylił się, przesunął mu rękoma po nogach i rzekł:
— Twoje spodnie są z zewnątrz mokre, a od wewnątrz suche, tej bowiem strony, przylegającej do konia, deszcz nie dosięgnął.
Indyanin nie był przygotowany na ten dowód bystrości, ale rychło jeszcze znalazł chytrą wymówkę:
— Powiadają, że Old Shatterhand jest najrozumniejszy z bladych twarzy, a jednak nie potrafi sobie wytłumaczyć czegoś, co tak łatwo pojąć. Każde dziecko wie,