Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  30   —

Winnetou, czy skłania was co do nieufności względem niego?
— Winnetou nie czyni, ani nie twierdzi niczego bez powodu — odrzekł wódz.
— Ależ on był zawsze wierny i godny zaufania.
— Winnetou nie wierzy w te jego zalety. Mój brat przekona się, jak długo to potrwa. Nazywa siebie Yato Inda „Dobrym Człowiekiem“, ale rzeczywiste jego imię zapewne brzmi Ik Senanda, co w języku Komanczów oznacza „Złego Węża“.
— Czy istnieje Komancz tego imienia?
— Tak się nazywa mieszaniec, o którym Winnetou mówił poprzednio, wnuk Czarnego Mustanga.
— Podziwiam waszą bystrość i wasz sąd, mister Winnetou, ale tym razem chyba się mylicie. Skut złożył mi tyle dowodów wierności, że muszę mu ufać.
— Mój biały brat może czynić, co mu się podoba, ale gdy Old Shatterhand i Winnetou będą potem coś mówili w obecności skuta, to będzie wszystko udane! Howgh!
Tymi słowy zaznaczył, że nie chciałby już nic więcej mówić, ani słyszeć o tym przedmiocie. Przybywszy do gospody, zamówił inżynier dobrą wieczerzę na pięć osób, ponieważ uważał także obu Timpów za swoich gości, i przysiadł się do nich do stołu. Old Shatterhand spytał długiego jasnowłosego Kaza, co go sprowadziło w te strony i dokąd zamierza się stąd udać. Zapytany opowiedział w krótkich słowach historyę swego dziedzictwa, oraz szczególne okoliczności, w których spotkał się ze swoim bratem stryjecznym i współdziedzicem zarazem.
— Musimy pojechać do Santa Fé — ciągnął dalej — nie możemy jednak niestety obrać najkrótszej drogi.
— Czemu?
— Z powodu Komanczów. Zwrócimy się stąd na wschód i skręcimy potem ku południowi.
— Hm! A znacie drogę?
— Nie, ale westman wszędzie się wyzna. Może udzielicie nam łaskawie swej rady.