Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  26   —

— Wybaczcie mi moją śmiałość, gentlemani! Nie będziecie tu nadal siedzieć, bo ja zapraszam was do mojego stołu, przeznaczonego dla urzędników i wybitnych osobistości.
— Urzędników i wybitnych osobistości? — odrzekł Old Shatterhand. — Nie jesteśmy ani urzędnikami, ani sobie nie wyobrażamy, jakobyśmy się wybijali ponad innych. Słyszeliście właśnie, że tu na Zachodzie wszyscy są sobie równi. Dziękujemy za uprzejmość, ale wolelibyśmy jednak tu zostać.
— Wobec tego nie nalegam, sir. Pragnęliśmy bardzo dostąpić tego zaszczytu i wypić coś dobrego i porozmawiać z tak sławnymi westmanami.
— Od rozmowy się nie usuwamy. Przypuszczam, że jesteście urzędnikiem tej linii kolejowej.
— Jestem engineer, a to mój dozorca i zarządca, tam siedzi skut, wynajęty po to, by strzegł naszego bezpieczeństwa.
Wskazał przytem po kolei ręką na wymienione osoby. Old Shatterhand rzucił bardzo krótkie, lecz bystre, spojrzenie na mieszańca i zapytał:
— Skut dla bezpieczeństwa? Jak on się nazywa?
— Yato Inda[1]. Ma imię indyańskie, ponieważ pochodzi od matki czerwonoskórej.
Biały myśliwiec zmierzył metysa długiem, ostrem spojrzeniem i odwrócił się potem z tak cichem „hm“, na ustach, że to tylko Apacz usłyszał. Co sobie przytem pomyślał, tego nie można mu było wyczytać z twarzy. Winnetou jednak dla jakiegoś ważnego powodu nie zachował się tak milcząco, bo zwrócił się wprost do skuta:
— Mój brat pozwoli, że go zagadnę! Każdy powinien tu być ostrożnym, a skoro do bezpieczeństwa obozu potrzeba skuta, to są tu zapewne jacyś wrogowie, zagrażający obozowi. Co to za ludzie?

Metys odrzekł wprawdzie grzecznie, ale nie tak, jak należało wobec tak sławnego człowieka:

  1. Dobry Człowiek.