Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  263   —

Teraz mi się wyjaśnia cała sprawa. Tu niema wcale bonancy, a ten nędznik metys był szpiegiem i w tym celu jedynie otumanił nas nuggetami, aby nas wszystkich wpędzić w ręce czerwonym. Jak to dobrze, że jestem uczciwy. W przeciwnym razie siedziałbym teraz tak samo w błocie skalpowem, jak oni! Ale oni muszą stamtąd się wydostać, muszą bezwarunkowo, a to może nastąpić tylko przezemnie! Ale jak? Ich jest trzydziestu, a Indyan, jak mi się zdaje, trzy razy tylu.
Hum namyślał się przez chwilę, jakby dopomóc towarzyszom, poczem znów rzekł do siebie:
— Będzie trudno, bardzo trudno, jeśli nie całkiem niemożebnem w tym wypadku. Gotów jestem jednak postawić życie moje na kartę. Do ognia pójść nie można, a na skałę także nie, bo tam tak jasno jak tutaj, a jednak muszę być na górze, aby zobaczyć, jak się mucha porusza w mazi. Co się nie da zrobić od strony północnej, to może się da uskutecznić od strony południowej. Spróbuję, a próbować lepiej, niż lamentować. A zatem precz stąd!
Zawrócił i pośpieszył pod skałę, aby róg jej okrążyć i dostać się na drugą stronę. Zaledwie przebył sto kroków, wynurzyła się nagle przed nim szczupła postać i zawołała:
— Stój, miły nieznajomy! Z kim to takie wyścigi? Każ pan z łaski swojej stanąć swoim nogom, bo w tej chwili przestrzelę pana na wylot!
Mówił do niego biały, a więc nie wróg, lecz Hum był tak zajęty myślą o tem, żeby jak najrychlej dobiec na drugą stronę Estrecha, że nie zastanowił się nad tem osobliwem i niewyjaśnionem spotkaniem, ani czasu na to nie tracił, żeby stosownie do wezwania zatrzymać się na miejscu. Toteż odpowiedział tylko pośpiesznie:
— Daj mi pan pokój! Nie mam ani sekundy czasu!
Biegnąc dalej, usłyszał ten sam głos za sobą:
— No, ten chyba nie od ślimaka uczył się biegać! Daleko nie zajdzie; widzę już uderzenie!
Hum nie rozumiał, co to ma znaczyć. Ale już po