Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  254   —

— Nie? Czy sądzicie, że darują wam strzelbę?
— Nie. Blade twarze nic nie darowują, lecz zadowalają się także, jeśli za strzelby i wodę ognistą otrzymują nuggety.
— Aha, wodę ognistą! Pijesz ją chętnie?
— Bardzo! — odrzekł metys głosem tak szczerym i swobodnym, jaki tylko być może.
— Nie posiadacie zatem wprawdzie okrągłych pieniędzy, ale za to złote nuggety?
— Yato Inda będzie ich dopiero szukał i to tak tak długo, dopóki nie znajdzie.
— Z waszych słów wynika, jakobyście szukali słynnej Bonanca of Hoaka.
Jegomości wydało się, że wyraził się bardzo chytrze, a chytrzejszy jeszcze metys pozostawił go w tem mniemaniu i odrzekł z miną, z głupia dumną:
— Mój biały brat słyszał pewnie o tej bonancy, ale uważa ją prawdopodobnie za kłamstwo, albo za wymysł?
— Tak jest, gdyż taka ilość złota, o jakiej mówią, nie może wcale znajdować się na jednem miejscu.
— Uff! — zawołał metys jeszcze pewniejszy siebie. — To nie jest kłamstwo. Taka bonanca rzeczywiście istnieje.
— Rzeczywiście? Znacie ją może?
— Wiem, gdzie ona jest. i... uff, uff! — poprawił się głosem wylękłym — wiem, że istnieje.
Można sobie wyobrazić, z jakiem napięciem przysłuchiwali się biali temu egzaminowi i jak dalece tryumfował w duchu ich dowódca, usłyszawszy nieoględne wyznanie Ik Senandy. Dowódca przystąpił też szybko o krok do metysa i powiedział:
— Otóż wygadałeś się, kochanku. Powiedziałeś więcej niż chciałeś. Nietylko wiesz, że istnieje Bonanca of Hoaka, lecz także znasz jej położenie.
Mówił teraz do metysa „ty“, aby go zastraszyć. To wywarło widocznie zamierzony skutek, gdyż zagad-