Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  189   —

ślisz — odrzekł jego biały przyjaciel. — On nie wart tego, żeby go ręka twoja dotknęła.
Inni byli także głęboko oburzeni na tę niepodoną do wiary bezczelność ze strony Komańcza, który teraz, będąc pewnym swego życia, nie powstrzymał się od wybuchu wściekłości. Mnóstwo głosów dało się słyszeć z żądaniem odwetu. Długi blondyn Kaz jął przechylać głowę z jednej strony na drugą, perkaty jego nosek wydał się jeszcze większym, dobroduszne zwykle mysie oczka błysnęły złowrogo. Podciągnął wyżej cholewy na swoich bocianich nogach i rzekł głośno:
— Mr. Shatterhand! To już za dużo! Tego nie powinniście ścierpieć! Jestem gotów zatkać mu ten pysk szeroki.
— Czem?
— Rzemieniem, który mu założę na szyję. Potem podniesiemy go tam na drzewo, które ma kilka pięknych konarów, wyrosłych tak pięknie, tylko dla tej procedury. Jeśli mu przytem zabraknie oddechu, to ja nie odpowiadam za to. On powinien był oddech na coś lepszego zachować! Kto się nie poruszy słowy, ten niech czuje kij dębowy, to stare i dobre przysłowie, które stosowano już dawno u spadkobierców Timpego!
— Dziękuję! Jeśli się na to urodził, żeby wisieć, to znajdzie jeszcze stryczek, my nie potrzebujemy kłaść mu go na szyję.
— Co? — zawołał Hobble-Frank. — On pana tak obraził i obrzucił łupami ze zgniłych jabłek, a nie miałby dostać za to filharmonijnej nagrody? Tego ja nie zniosę, to mi się nie podoba, jak pudlowi, którego czeszą szczotką pod włos! Jest jedno jasne miejsce na południowym firmamencie, z którego zwisa głęboko prawo odwetu. Wielu umie czytać te litery, lecz wielu nie umie. Do pierwszych należę ja przedewszystkiem i dlatego uważam to za swój główny i inkompetentny obowiązek...
— Tu może być tylko mowa o moim obowiązku, a nie o twoim, kochany Franku — przerwał Old Shat-