Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  176   —

— To trzebaby zaczekać na to, jak się zachowa!
— Uff! Niedźwiedź to zwierzę, nie człowiek!
— Jest to wolą wielkiego Manitou, żeby niedźwiedź żył z mordu i grabieży. Ale człowiek powinien na drodze uczciwej zdobywać środki do życia, a jeśli przelewa krew drugiego, to jest o wiele gorszy od drapieżnika.Wedle własnych słów twoich należy więc człowieka, któryby chciał przelać cudzą krew, zabić natychmiast, nie czekając, aż ją przeleje. Sam wydałeś wyrok na siebie.
— Uff, uff!
Po tym okrzyku nastąpiło znów milczenie, którego Old Shatterhand nie przerywał. Indyanin musiał znów sam zacząć. Minęła jednak dobra chwila, zanim się odezwał:
— Gdzie Ik Senanda, którego pojmałeś?
— Czeka na swój wyrok w miejsu bezpiecznem.
— Jaki to będzie wyrok?
— Śmierć.
— Co? Chcecie go zabić, chociaż on wcale nie wziął udziału w wyprawie na Firwood-Camp?
— Jego udział był gorszy, ponieważ jest szpiegiem i zdrajcą i przygotował ten napad. Wiesz, że szpiegów się wiesza, że nigdy się nie zdarza, żeby któryś z nich łaskę uzyskał.
— Będziemy więc walczyli! — zagroził.
— Dobrze! Spojrzyj na dół! Czy wasze kule mogą tutaj dolecieć? Natomiast wystarczy jedno wezwanie z mej strony, aby huknęły wszystkie nasze strzelby. Jeśli każda blada twarz wystrzeli tylko dwa razy, ani jeden czerwonoskóry nie pozostanie przy życiu. Ty wiesz sam o tem i nie potrzebuję ci tego mówić.
— Uff! Od kiedyż to Old Shatterhand zrobił się takim krwi chciwym?
— Od kiedy zażądałeś odemnie sprawiedliwości. Sprawiedliwość bowiem domaga się waszej krwi, niczego więcej, ani mniej.
— Wszędzie mówią o twej dumie z tego, że mienisz się chrześcijaninem i dobrym człowiekiem.