Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  158   —

jego zabrzmiał powtórnie, lecz tak samo bezskutecznie. Wobec tego dobył on i Winnetou rewolwerów i to poskutkowało na chwilę, bo gromada żółtych zatrzymała się. Niebawem jednak zaczęli tylni pchać przed sobą stojących na przedzie. Była to chwila krytyczna. Strzelać naprawdę nie chciał ani jeden, ani drugi, tylko zagrozić, musieli jednak zdobyć respekt dla swych rozkazów, jeżeli nie miało przyjść do zamierzonej rzezi. Obydwaj schowali rewolwery, a co potem robili tego nie można było widzieć dokładnie w szczegółach. Słychać było tylko ich głosy i wrzaski Chińczyków, widać było gęstą kupę ludzi, trącających się w różne strony, zauważono, że kilku żółtych z pierwszych szeregów wyleciało w powietrze i pospadało między swoich, to z prawej to z lewej strony wypadał któryś z kupy i staczał się z góry na dół. Za tymi poszczególnymi poszło więcej; zlatywali na dół po dwóch i po trzech razem, porywając drugich za sobą. Niektórzy wylatywali w górę prosto jak świece, a potem spadali i staczali się na dół. Początkowe wycie wściekłości zamieniło się w lament. Zabrzmiały okrzyki boleści i jęki, kupa zmniejszała się z każdą chwilą, ponieważ jej składowe części rozpraszały się nieustannie i staczały po zboczu góry, jak gdyby w jej środku znajdował się niewidzialny, wybuchowy materyał, którego skład chemiczny obliczony był na to, żeby ciałami Chińczyków bawić się, jak piłkami. Liczba staczających się na dół powiększała się tem więcej, im mniej było pozostałych, aż nareszcie ów wybuchowy materyał przybrał postać Old Shatterhanda i Winnetou, którzy się znów ukazali. Dokonali oni ostatniego wysiłku, niemiłego wprawdzie dla dotkniętych nim, ale tem ucieszniejszego dla widzów.
Wyglądało to tak, jak gdyby pomiędzy Chińczyków dostała się olbrzymia kołatuszka i zaczęła swoją straszliwą działalność, oczywiście dla nich, gdyż rzucało i rozrzucało ich w taki sposób, że pewnie od zmysłów odchodzili. Wydawało im się niewątpliwie, że nagle ziemia z pod nóg im ustępuje, gdyż coraz to więcej tracili