Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  81   —

Wy o to się nie troszczycie, ale mnie trwoga przejmuje na samą myśl o napadzie. Usiądźmy i złóżmy wojenną naradę, moi panowie!
Zesunął razem kilka stołów, żeby i biali robotnicy mieli dość miejsca i zaprosił ich do siebie. Wszyscy posiadali, a z nimi także Old Shatterhand i Winnetou, chociaż widać po nich było, że zamierzona narada wojenna nie przedstawiała dla nich tej wagi, co dla inżyniera. Kaz także nie okazywał zakłopotania i rzekł, zwracając się do zgromadzonych:
— Kiedy szpaki nie wiedzą, jak w danym wypadku postąpić, siadają zazwyczaj razem na zielonej łące i paplają, zupełnie tak jak u spadkobierców Timpego.
— Wy, zdaje się, żartujecie sobie z tej poważnej sprawy — odrzekł inżynier tonem obrażonego. — Nie jesteśmy szpakami, lecz mężami.
— A któż powiedział, że jesteście szpakami?
— Wszak mówiliście o zwierzętach tego rodzaju!
— Tak, o szpakach i o zielonej łące. Czy siedzimy tu na jakiej łące?
— Pshaw!
— To pięknie! Ponieważ tu niema łąki, przeto nie mogłem was uważać za szpaki, sir! Przecież każdemu rozsądnemu człowiekowi powinno być wolno wyrażać się czasem za pomocą pięknych obrazów i trafnych przykładów!
— Well! Ponieważ rozumnym człowiekiem nazywacie chyba samego siebie, przeto oczekujemy od was rozumnych rad!
— Owszem, jakkolwiek zamiast kilku mam tylko jedną, ale za to obejmującą już wszystko.
— To powiedzcie ją, sir!
— Zaraz i bardzo chętnie. Oto stawiam wniosek, żebyśmy nie odbywali wielkiej narady wojennej, lecz zapytali po prostu mr. Winnetou i mr. Shatterhanda, co należy uczynić. To jest jedyna rada, gdyż my nic lepszego nie wymyślimy.
— Przyznaję to, ale przecież jest dużo punktów do omówienia. Trzeba się zastanowić, kiedy nastąpi napad,