Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  72   —

odeszli, aby strzelby schować, natknęli się na Indyan, którzy zażądali od nich broni.
— To oczywiście możliwe, ale nie mamy jeszcze pewności. Trudno już teraz twierdzić, że znikły wasze strzelby. Chodźmy do środka i zobaczymy! Kto wie, czyście się nie pomylili.
— Pomyłka wykluczona. Czy wasi Chińczycy mają strzelby?
— Nie!
— A zatem! Przypatrzcie się tym trzem odciskom na błocie! Mogą one tylko od strzelb pochodzić. Złodzieje, zlazłszy z drabiny, uwolnili sobie ręce na chwilę i oparli strzelby o ścianę. Są trzy odciski, jeden wielki, jeden średni, a jeden mały, to moja rusznica na niedźwiedzie, srebrzysta Winnetou i sztuciec Henryego. Więcej dowodów nie potrzeba.
— To prawda, to istotnie prawda! — zawołał inżynier, przyglądnąwszy się trzem odciskom w błocie! — Rzeczywiście to byli Chińczycy! Każę ich na śmierć zaćwiczyć! Ale teraz pytanie, którzy to byli?
— Już my ich wykryjemy. Ich ślady wprawdzie nie na wiele się przydadzą, ale może w domu natkniemy się na jakie wskazówki. A gdyby i tych zabrakło, to w głowie westmana znajdą się jeszcze inne haczki, na których będzie można powiesić tych łajdaków.
— Miejmy nadzieję, sir! Do stu piorunów! To właściwie straszny wstyd dla mnie i dla naszego obozu. Najpierw spotkała nas radość i zaszczyt przyjęcia tak znakomitych westmanów, a teraz pokazuje się, że okradziono was w tak wyrafinowany i bezczelny sposób. Przecież im nie potrzeba tej broni; nie umieją się z nią obchodzić. Jaki cel właściwie przyświecał im przy tem?
— Dla mnie to także zagadka, którą jednak można będzie jeszcze rozwiązać.
Wtem rzekł Kaz jasnowłosy:
— Nie wiem, czy podam dobrą myśl, czy głupią, sir, ale wpadłem właśnie na coś w rodzaju wyjaśnienia.
— No?