Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz już nie umrę... — rzekł ledwie dosłyszalnym szeptem.
Nie zwracając uwagi na obecność Sternaua, Rezedilla dotknęła ustami bezkrwistych warg chorego.
— Nie umrzesz, Gerardzie! Bez ciebie i ja nie mogłabym żyć. Wrócisz do zdrowia; będę cię kochała jak nikogo na świecie.
— Mój Boże, niebo się przede mną otworzyło, — rzekł z wysiłkiem Gerard, zamykając oczy.
Szczęście, które spadło nań tak nagle, nadwątliło słabe siły. Zemdlał znowu.
— Sennor Sternau, on umiera! — zawołała Rezedilla przerażona.
Sternau uspokoił ją:
— Proszę się nie przerażać, sennorita; to tylko omdlenie. Nie zaszkodzi, przeciwnie, wzmocni. Niech pani zostanie przy nim. Mam nadzieję, że wróci do zdrowia. — —


80