Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odezwał; uchylił je więc lekko — w pokoju nie było nikogo. Potrząsnął z niezadowoleniem głową i rzekł:
— Czyżby Juarez również poszedł przyjrzeć się ceremonji? W takim razie byłbym jedyną osobą, która pozostała na posterunku. Ale słyszę głosy w pokoju sąsiednim. Mam wrażenie, że prezydent coś mówi.
— Kto tam mieszka?
— W pokoju leży Czarny Gerard, który omal nie zginął w bitwie. Zapukam.
— Czy wolno wam wchodzić?
— Oczywiście. Żyję z Juarezem na tak poufałej stopie, że nie liczymy się z krępującemi formami towarzyskiemi.
Podszedł do drzwi i zapukał. Mariano otworzył, pytając, czego sobie życzą. — —


64