Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oczywiście; pomyślałem. Z początku chciałem pójść do składu broni, w którym leżą strzelby, przeznaczone na sprzedaż. Lecz rozmyśliłem się; doszedłem do przekonania, że dla paru ludzi szkoda nowych karabinów. Chciałem później wziąć strzelbę, która wisi w sypialni. Niestety, przy jednej lufie brak cyngla, przy drugim zaś cynglu brak lufy. Pomyślałem więc, że trzeba wziąć nóż kuchenny; lecz noże mam okrągłe i tępe, trzeba długo cisnąć i krajać, aby skaleczyć ciało. Mam wprawdzie niezwykle ostrą dzidę, lecz używałem jej jako żerdzi do wieszania bielizny; zanim zdążyłbym zdjąć wszystkie koszule i pończochy, Francuzi pouciekaliby dawno; bali się piekielnie, włosy stawały im dębem.
— Zaiste, Guadelupa nie docenia waszego męstwa — rzekł Juarez z uśmiechem.
— Nie nowina to, sennor. Nie podałem jednak jeszcze głównego powodu, dla którego nie chciałem się mieszać do walki.
— Słucham.
— Moje zdolności dyplomatyczne powiedziały mi, że musi nadejść pomoc, która załatwi się z wrogami. Dobry dyplomata nie da się nigdy zabić na polu walki. Postanawia tylko wojnę, ludność prowadzi ją. Oto filozofja dyplomacji.
Juarez spoważniał nagle i rzekł:
— Macie rację, Pirnero. Napoleon Mały przysłał nam w podarunku wojnę. To właśnie jest dyplomacja. A tymczasem nasz lud oddaje ostatnie tchnienie na polu walki. Zaprowadziłem w Meksyku pokój i byłbym go utrzymał. Słuchano mnie, ponieważ miałem za sobą

58