Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwoli sennor, abym się zajął zakwaterowaniem pana i pańskiego orszaku.
— Niech się pan o to nie kłopocze! To rzecz Czarnego Gerarda, któremu powierzyłem dowództwo fortu.
— Strzelec ten mnie oddał dowództwo fortu; objąłem je na usilne jego prośby. Zresztą, leży obecnie ciężko ranny.
— Gerard ranny? To dzielny, godny zaufania człowiek. Mogę go zobaczyć?
— Właściwie nie powinienem na to pozwolić. Jest niezwykle osłabiony; należy się spodziewać najgorszego.
— Będę bardzo ostrożny.
— Proszę więc za mną, sennor!
Sternau podszedł z prezydentem do łóżka, stojącego we wnęce pokoju; leżał w niem Gerard. Obok czuwała Emma Arbellez.
Sternau zapytał półgłosem:
— Zaszła zmiana?
— Nie — odparła Emma.
— Nie otworzył oczu?
— Nie.
— Nie wyszeptał ani słowa?
— Zdaje mi się, że zrozumiałam jedno słowo, lecz nie wiem, czy wolno pielęgniarce powtarzać to, co chory mówi.
— W stosunku do lekarza sekrety nie obowiązują. Mam zresztą wrażenie, że słowem tem jest imię Rezedilla.
Emma spojrzała na Sternaua ze zdumieniem.

53