Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ja, w rozmowie z obcymi nazywa siebie prawie zawsze po imieniu i niewtajemniczony może pomyśleć, że mowa tu o kimś trzecim, nieobecnym. Bracia używali podczas powitania osoby pierwszej. Teraz znowu wrócili do trzeciej.
Gdy Juarez ujrzał obydwóch Indjan, zatrzymał konia i, wskazując na otaczające go kałuże krwi, rzekł:
— Tomahawk Apaczów miał bogate żniwo.
Howgh! — potwierdził lakonicznie Niedźwiedzie Oko.
— Moi czerwoni bracia są dzielnymi wojownikami. — Do kogo należą te dwa stosy trupów, wznoszące się obok skały?
Podczas nieobecności wodzów, na miejscu, wskazanem przez Juareza, wzniesiono dwa stosy trupów francuskich. Niedźwiedzie Oko odparł:
— Należą do Niedźwiedziego Serca i Niedźwiedziego Oka. Oni położyli tych wrogów trupem; ciała Francuzów naznaczone są ich znakami. Apacz zdejmuje skalpy tylko tym wrogom, których sam zabija.
Prezydent spojrzał teraz na Niedźwiedzie Serce i zapytał:
— Mówicie o Schosch-in-liett, wodzu Apaczów?
— Tak — odparł jego brat.
— Słyszałem, że zaginął.
— To prawda, lecz dzisiaj wódz powrócił
Prezydent zaczął się nad czemś głęboko namyślać. Po chwili rzekł:
— Teraz wiem, przypominam sobie. Czy brat mój Niedźwiedzie Serce zna hacjendę del Erina?

48