Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I
U BRAM GUADELUPY

Sternau chciał po obejrzeniu fortu wrócić do gospody, lecz Gerard rzekł:
— Zaczekajcie jeszcze chwilę. Choć poznałem was dziś dopiero, mam do was bezgraniczne zaufanie. Pod waszym wpływem ogarnęła mnie jakaś rzewność. Pozwólcie, bym pokrótce opowiedział swą przeszłość. Nie zajmie to wiele czasu.
Zaczął opowiadać o tem, jak był garrotteur’em w Paryżu, jak dla zmazania win wyruszył do Ameryki, gdzie postanowił oswobodzić sawanę od łotrów.
— Zdobyłem sławę, skończył — ale wyrzuty sumienia trapią mnie ciągle.
— Gerardzie, gniew Boga nie trwa wiecznie.
— A gniew ludzi?
— Cóż was obchodzą ludzie?
— Bardzo wiele. Poznałem tutaj czystą, dobrą dziewczynę; pokochała mnie. Z całą sumiennością i uczciwością wyznałem jej, że byłem garrotteur’em, a więc zawodowym zbrodniarzem.
— Wybaczcie mi szczerość. Czy wyznanie to było potrzebne?
— Sumienie zmusiło mnie do tego. Dziewczyna walczy napróżno ze swem uczuciem. Wyciąga rękę do

5