Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrą wiadomość? Nie wierzę, aby mnie mogło jeszcze spotkać coś pomyślnego.
— Nie pytacie wcale, panie, jak wywiązałem się z polecenia, aby odszukać hrabiego Manuela.
Sternau ożywił się na te słowa:
— Macie rację. Pod wpływem tej okropnej wiadomości o hrabiance, uleciało mi to z pamięci. Cóż więc wiecie o nim?
— Poprostu znalazłem hrabiego Manuela — odparł Mindrello.
— Znaleźliście hrabiego Manuela? — zawołał Sternau, tak mocno ściągając cugle koniowi, że ten stanął dęba.
— Tak i to bez trudu. Cyganie to wprawdzie spryciarze, ale i my, przemytnicy, nie damy się zjeść w kaszy.
— Opowiadajcie, słucham!
— Natrafiłem na ich ślad, bo przecież taka wielka banda nie może zginąć jak szpilka. Upłynęło jednak dużo czasu zanim się dowiedziałem, że obozowali w miejscowości Babastro. Stamtąd udali się pośpiesznie przez Huesca, Murillo i Sangueza; była to poprostu forsowna ucieczka i dlatego odszukałem ich tak późno.
— Czy nigdzie nie popasali dłużej?
— Skądże znowu. Przedewszystkiem więc starałem się dowiedzieć, czy banda jest w komplecie, czy się nikt przypadkiem nie odłączył wraz z hrabią. Ale byli za przemyślni na to, aby obłąkanego zostawiać niedaleko zamku, gdzieby go łatwo można znaleźć.
— Skąd mieliście pewność, że hrabia był wśród nich?
— Widziałem zdaleka, jak czujną uwagę zwracali na pewien powóz. Gdy wieczorami rozbijali namioty, brali go zawsze w środek obozowiska. Jakkolwiek nie wi-

145