Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A może to był capitano, o którym nieraz mówiłeś. Może miałeś z nim jaką sprzeczkę?
— Nie znam go. Ale, ale, czy pijemy dzisiaj herbatę z hrabianką?
— Nie — odparła Klaryssa. — Będzie ją piła w swoim pokoju.
Z tonu odpowiedzi notarjusz pojął, że Klaryssa wlała już truciznę do herbaty. — —
Gdy padł strzał, hrabianka siedziała w swoim pokoju z Elwirą, która właśnie przyniosła jej z kuchni herbatę.
— Co to za hałas? — zawołała Elwira.
— Ktoś strzelił — odparła Roseta. — Trzeba zobaczyć, co się stało.
— O nie, hrabianko, nie puszczę pani, proszę tu zostać. Boję się jakiegoś nieszczęścia, proszę tu zostać koniecznie!
— Nie boję się niczego. Zdaje się, że strzał padł w pokoju Corteja. Czy słyszysz kroki i głosy?
— Tak, ale zostaniemy tutaj. Mój dzielny Alimpo pójdzie zobaczyć, co się stało, i opowie nam o wszystkiem.
Po chwili zjawił się Alimpo z wiadomością, że Cortejo zastrzelił rozbójnika, który na niego napadł.
Roseta, wypiwszy herbatę, oświadczyła, że idzie spać, gdyż z powodu wypadków całego dnia odczuwa silny ból głowy. —
Następnego ranka do pokoju Elwiry wpadła z płaczem służąca hrabianki.
— Niech pani idzie ze mną do condesy — zawołała,

137