Strona:Karol May - Chajjal.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pogrążył, gdyby nowe zjawisko nie zwróciło mojej uwagi. Oto na wylocie ulicy ukazał się człowiek, którego niepodobna było nie zauważyć. Był w sile wieku, o wysokiej i szerokiej postawie. Z pierwszego rzutu oka można było wyczuć wielką siłę fizyczną. Świadczył też o tem zarys twarzy, silnie rozwinięte szczęki, obrzękłe wargi, wystające kości policzkowe i szerokie kanciaste czoło. Twarz miała połysk ciemnobronzowy, co było pewną oznaką, że w jego żyłach płynęła krew murzyńska. Miał jednak na głowie zielony turban, jakoby był potomkiem proroka. Postać jego okrywał lśniąco biały kaftan; w obu rękach trzymał różańce, a z szyi zwisał na złotym sznurze futerał z hamaïlem, koranem pisanym w Mecce i kupionym podczas pielgrzymki. Wyprostowany wyszedł z bocznej ulicy i zbliżył się do piwiarni. Jego postawa, mina i zachowanie się mówiło najwyraźniej: Oto jestem, kto mi dorówna? Wy, w proch przede mną!
Człowiek ten wydał mi się wysoce wstrętnym. Twarz prosiła się o wypolicz-