Strona:Karol May - Chajjal.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ile tutaj pokojów na dole i na górze! Kto ich ma używać?
Mówił po turecku. Dozorca, stojący przy nim, skłonił się i rzekł po arabsku:
— Słusznie, bardzo słusznie!
Lecz jaki to był ukłon! Nie widziałem i nie zobaczę już nic podobnego, bo i takiego Selima drugiego z pewnością na świecie nie spotkam. Kiedy się kłaniał, pochylał górną część ciała tak nagle i z taką siłą, że zdawało się, iż musi spaść z podstawy długich nóg. Miałem wrażenie, że jakiś dreszcz gwałtowny wstrząsnął wszystkiemi jego członkami. Wyglądał jak osika, w której gałęzie zadmie nagle silny wicher. W czasie tego ukłonu poruszył się kaftan Selima w osobliwy i nieopisany sposób, mniej więcej tak, jak materja, której ruchem naśladuje się na scenach fale morskie. Zdawało się, że każde żebro, każda kość uniezależniła się od całości ciała i wyprawia na własny koszt wszelkiego rodzaju skoki i kozły, a kaftan musi iść śladem tych dziwnych ruchów.