Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moi panowie, tu nie miejsce na spory; oddalcie się teraz, później zawiadomię was o swojej decyzji. Poglądy panów znam; chciałbym jeszcze poznać bliżej poglądy doktora Sternaua. Zostanie więc przy mnie. A panowie zechcą opuścić pokój.
— Więc hrabia poprostu nas wyrzuca? — zapytał gniewnie Francas. — Dobrze, usłuchamy rozkazu, ale ten intruz drogo nam za to zapłaci.
Po tych słowach spakowali instrumenty i opuścili pokój. Po chwili wpadła Roseta i, rzucając się hrabiemu na szyję, zawołała:
— Uratowany, mój ojciec uratowany!
Hrabia odparł łagodnie:
— Nie tak gwałtownie, moje dziecko. Jeszcze nie powziąłem decyzji.
— Jestem jej pewna! — rzekła hrabianka.
Roseta obrzuciła Sternaua spojrzeniem tak gorącem i pełnem uczucia, że nasz lekarz, wzruszony do głębi, w te się odezwał słowa:
— Ekscelencjo, proszę mieć do mnie zaufanie, proszę mi wybaczyć ostry ton, którego użyłem w stosunku do tych panów, ale oburzyła mnie do żywego ich bezgraniczna lekkomyślność. Gdyby operacja się odbyła, hrabia byłby już nie żył; przysięgam na to!
Tymczasem drzwi się otworzyły i wpadł przez nie Alfonso, który od lekarzy dowiedział się, jaki obrót sprawa przybrała.
— Wypędzasz ich, ojcze? Czy to możliwe? — zapytał gniewnie.

77